Chciałem wykorzystać AI do grafiki, a potem i tak poprosiłem o pomoc rysownika

Sztuczna inteligencja jest na ustach całego świata, a ważną nowinką pozostaje generowanie przez AI rozmaitych obrazów. Jedną z popularniejszych aplikacji jest Midjourney, którego zdecydowałem się wypróbować w trakcie prac nad wydaniem książki „Legendy gier wideo”. Ostatecznie skorzystaliśmy z usług profesjonalnego artysty. Oto, co się udało i nie udało, i dlaczego ostatecznie to człowiek przygotował ilustracje do książki.

Gdy ponad dwa miesiące temu rozpoczynaliśmy etap finalny prac nad książką, wspólnie z autorem – Bartkiem Kluską – byliśmy pewni, że w książce z historiami o wybitnych twórcach gier każdy rozdział powinien zaczynać się od twarzy i nazwiska. Czytelnik, zapoznając się z biografią, może co prawda wyobrazić sobie wygląd bohatera, ale to nie jest powieść fabularna, tylko literatura faktu. To raz. A dwa – osobiście zależało mi również na aspekcie wizualnym książki.

Jeden z moich pierwszch obrazków na Midjourney – proste zapytanie wygenerowało coś, co przypomina plakat filmu SF

Przeglądałem zdjęcia dostępne w płatnych stockach i domenie publicznej, ale każde ze zdjęć było inne – w książce mamy do czynienia z dwudziestoma dwiema osobami z różnych okresów. Historia miesza się ze współczesnością. Jedno zdjęcie było więc czarno-białe, inne kolorowe. Na jednym ktoś się uśmiecha i jest w sile wieku, na innym – rozczochrana czupryna i mina uśmiechniętego dziecka.

To była droga donikąd i w ten sposób zainteresowałem się sztuczną inteligencją. Był to moment eksplozji AI: było o niej głośno w każdym możliwym miejscu, a prezentowane rzeczy robiły gigantyczne wrażenie. Polecono mi wówczas Midjourney, który uruchamiany jest na Discordzie i można za darmo generować obrazki na publicznych kanałach. Przeczytałem kilka blogów i obejrzałem parę filmów z poradami, jak konstruować zapytania (zaczynające się od znamiennego /imagine …). Wreszcie wykupiłem płatną wersję i przystąpiłem do pracy.

Wygenerowałem też prostą fotografię stołu z truskawkami – na potrzeby bloga żony. Wygląda nieźle – czas pracy: 10 sekund.

Byłem zachwycony. W kilka chwil wygenerowałem wspaniałe obrazki o różnej treści. Były tam plakaty niczym z filmów science-fiction i impresjonistyczne obrazy, które mógłbym wydrukować, powiesić na ścianie, a potem wmawiać znajomym, że to są dzieła sztuki. Z prostego zapytania Midjourney generował nieprawdopodobnie atrakcyjne rzeczy, jak choćby okładkę, którą wykorzystaliśmy do naszego darmowego ebooka „Bajtek. Legenda”. Wreszcie przyszedł czas na poproszenie AI o stworzenie ilustracji dla naszych bohaterów z książki.

Ponownie pierwsze próby wprawiły mnie w osłupienie. To było naprawdę niezłe i omawiając obrazki zarówno z Bartkiem, jak i kolegami z redakcji Eurogamera, byłem przekonany, że trafiłem w dziesiątkę. A jednak z każdą kolejną ilustracją i dłuższą chwilą spędzoną na wpatrywaniu się w efekty pracy AI, zaczęły rodzić się wątpliwości.

Nie byłem w stanie wygenerować dwóch naprawdę podobnych ilustracji. Mimo wysiłków i zapoznania się z zaawansowanymi opcjami Midjourney, było to niemożliwe, przynajmniej dla amatora takiego jak ja. Style były niby podobne, ale nie takie same – czuć było, że każdy obrazek to inna para kaloszy, a nie ten sam ołówek i ta sama kreska.

Po kilku godzinach prób i nauki, udało się wygenerować kilka porterterów. Od góry: Ralph Baer, David Crane, Shigeru Miyamoto i na próbę – Andrzej Sapkowski. Ponieważ tego ostatniego wszyscy doskonale znamy, warto zauważyć, jak jest do siebie niepodobny.

Nie mniej istotnym problemem w generowaniu portretów był fakt, że AI miała trudność w uchwyceniu rzeczywistego wyglądu twarzy. Postać była podobna, ale brakowało czegoś ulotnego, czegoś, co sprawiało, że gdy spojrzałeś na Hideo Kojimę to wiedziałeś, że to jest on.

Ostatecznie, przy wsparciu Bartka Kluski, skontaktowałem się z Tomkiem Kleszczem. To znany w światku autor m.in. komiksów. Przedstawiłem mu pomysł (i napięty harmonogram). Dogadaliśmy się szybko i Tomek rozpoczął pracę, przedstawiając pierwszy szkic – Ralpha Baera.

Od razu wiedziałem, że to jest to. Pomijając względy artystyczne, Ralph Baer bez wątpienia wygląda na ilustracji tak jak Ralph Baer. A gdy Tomek zaczął wysyłać kolejne szkice, byłem przeszczęśliwy widząc ich spójność, artystyczny sznyt i jakość, która zaczęła idealnie pasować do nadchodzącej książki.

Ilustracja Ralpha Baera przygotowana przez profesjonalnego rysownika – wszystkie grafiki w książce mają dokładnie ten sam stylu i są spójne

Odbyliśmy z Tomkiem kilka rozmów o Midjourney. Wiem, że z punktu widzenia artysty to narzędzie wygląda jak katowski miecz i zamach na twórczość. Mamy podobne rozmowy w redakcji odnośnie generowania tekstów na strony internetowe – a z tego przecież żyjemy. Midjourney jest świetny. Nie ma co do tego dwóch zdań. To technologia, która jest tak cudowna, że aż trudno w nią uwierzyć. Wiem, że już teraz upraszcza pracę wielu grafikom, a fotografowie, którzy są zawodowcami, potrafią napisać szczegółowy i profesjonalny „prompt”, generujący realistyczne zdjęcia. Wyniki są szokująco dobre.

Ale współpraca z Tomkiem na potrzeby książki uświadomiła mi, że w rzeczach wykonanych przez człowieka jest coś, czego AI może nigdy nie dostarczyć – nieuchwytny element ludzki. Prawdziwe ilustracje mają bowiem duszę, w której odbijają się wady i zalety człowieka. Jeśli więc AI kiedykolwiek wyprze ludzką twórczość i zastąpi artystów, będziemy wtedy oglądać i czytać generyczne arcydzieła. Wspaniałe, ale w tej wspaniałości pozbawione nas samych.

Produkt zostały dodany do koszyka

Przejdź do koszyka
facebook instagram pinterest twitter youtube linkedin tiktok twitch spotify website search menu close shopping-cart information menu-arrow check arrow-left-short arrow-right-short arrow-right-long